(źródło: x)
Muszę przyznać, że oglądając zdjęcia z meczy, zawsze robiły na mnie wrażenie oprawy. Ilość wysiłku i kasy jaką kibice wkładają w to, żeby się pokazać są naprawdę godne podziwu. Ale to tak samo jak z (wybaczcie porównanie) groupies- jeżdżą za gwiazdą, mają transparenty, głośno krzyczą. I też kłócą się na forach o to kto jest lepszy i dlaczego akurat ich ulubiony zespół. I ok, nie mój cyrk, ale jestem w stanie zrozumieć. Dopóki to wszystko zostaje w internetach to ani mnie to ziębi ani grzeje.
Oczywiście, kibole mają swój honor, którym często się unoszą, co zresztą skutkuje poniszczonymi przystankami (nigdy nie zrozumiem czemu zawsze winne są przystanki tramwajowe) albo przesuniętymi latarniami ulicznymi. Mimo wszytko, potrafią zrobić dużo dobrego, i robią to często, wspierając akcje charytatywne- Szlachetna Paczka czy KolorujeMy, ale to czym mi ostatnio zaimponowali były obchody 95-lecia Powstania Wielkopolskiego.
I już miałam pisać posta pochwalnego, że tak cudnie, że pięknie i nic tylko ochy i achy. Ale nie. Bo kilka dni później cprzeczytałam TAKI artykuł i ręce mi opadły. Bo z jednej strony patrioci, ludzie, którzy uważają, że historia Wielkopolski jest tak ważna w ich życiu, a z drugiej drą się z trybun o gazowaniu innych. Serio? Ja wiem, że to mecz, ja rozumiem, że emocje, ale są pewne granice. To tak jakby w Stanach ktoś wyzwał drugiego od Czarnuchów. Określenie to powstało jako nazwa niewolnika pracującego na plantacji bawełny., współcześnie za takie obelgi w USA wytaczane są rozprawy w sądzie i nakładane kary. I nie dziwię się. A u nas nie dość, że używa się bolesnej historii Żydów, to jeszcze odpowiedzialni za to nie są karani.
Więc nie dziwcie się, drodzy kibice, że ludzie Wam nie ufają. "Albo wte albo wew te" jak mówi moja babcia, bo nie można stać dwiema nogami na dwóch weselach.