Weź aktówkę, kup bilet na Grenlandię i znajdź Sean'a Penn'a na przełęczy w Himalajach. To tak w skrócie. Obejrzałam "Sekretne życie Walter'a Mitty" i jestem zauroczona.

(źródło: x)
Nie lubię filmów ze Stillerem, serio. Nie bawią mnie komedie, w których gra, humor z Jaj w tropikach czy Poznaj mojego tatę jest raczej średni. Jedyne co było w stanie mnie zainteresować to muzyka i trailer, bo miał "to coś", nie do końca wiem co właściwie, ale wystarczyło.
Z jeden strony historia jakich miliony- koleś wiedzie życie szaraka w korporacji, zakochuje się w dziewczynie z innego działu, marzy o tym że kiedyś będą razem, po czym wyrusza na wyprawę i zmienia całe swoje życie, ot tak. Znane? Pewnie. Tym razem jednak Stiller się popisał, chapeau bas. Scena pościgu ulicami Nowego Jorku, z charakterem granym przez Adama Scotta, cudo. Niby wszystko dzieje się tylko w głowie Waltera, ale wizualizacje pięknie mieszają się z rzeczywistością, dając nam płynny obraz świata z punktu widzenia Mitty'ego. Stiller, który jest też reżyserem tego filmu, pokazał klasę. Nie znajdziecie tam gołych cycków, strzelanin czy trupów, no może trochę wybuchów i efektownych skoków, ale ma to usprawiedliwienie. Do tego humor nie jest nachalny, ba! jest wręcz uroczy.
I choć od początku wiedziałam jak się film skończy, to i tak z napięciem oczekiwałam na to co będzie na tej okładce czasopisma (z premedytacją nie opisuję fabuły :) ). Piękne zdjęcia Islandii i Grenlandii, świetni aktorzy (Sean Penn, Kirsten Wiig), klimatyczna muzyka-nic tylko iść i oglądać. Ja wyszłam z kina z uśmiechem, dzięki słowom przewodnim całego filmu
To see things thousands of miles away, things hidden behind walls and within rooms, things dangerous to come to, to draw closer, to see and be amazed.

PS- P. kazał powiedzieć, że było za dużo romansidła i że daje 6,5/10 ;)