Lubię smutne książki. Lubię smutną poezję, ba! nawet muzykę smutną lubię. Zwłaszcza jesienią. Bywam liryczna do granic absurdu, choć wynika to pewnie z pokładów jakieś empatii, którą mam w sobie. Myślałam, że nie można zrobić smutniejszego albumu niż Miłość Jamala. Myliłam się.

(źródło: x)

Pamiętam jak pierwszy raz przesłuchałam Miłość. Pierwszą myślą było Boże nich go ktoś przytuli wreszcie i powie, że wszystko będzie dobrze. Dawno tak smutnej, pełnej żalu i goryczy płyty nie słyszałam. StayFly napisał bardzo fajną rzecz:
Czuć, że serce mu krwawi, jakby ktoś właśnie dźgał je nożem. Gdyby ból po zniszczonym związku miał melodię, to prawdopodobnie brzmiałby jak ten album. Wibroakustyczna mieszanka złości i kaca po przedawkowaniu euforii.
 Tworzenie na emocjach, które przecież każdy kiedyś przeżył, nie jest łatwe. Robienie tego tak jak nikt wcześniej i w taki sposób, który porusza, jest wyższym poziomem wtajemniczenia. Po tym albumie, Jamal odzyskał mój szacunek, za odwagę, za totalny ekshibicjonizm i nie uciekanie do banałów i mało ambitnych stworków w stylu Policmana. 
W tym tygodniu dostałam po głowie dwoma kolejnymi smutnymi albumami. Zdziwiłam się, przecież jest czerwiec, teraz wydaje się letnie hity, nikt nie bawi się w trudne tematy, prawda?
The Roots uznali inaczej.  Trzydziesto-kilku minutowy album, po którym usiadłam z otwartymi oczami. Szeroko otwartymi. The Devil, The Unraveling? A wszystko spięte Tomorrow, które w sumie jest jedynym dość optymistycznym utworem. Całość w niczym nie przypomina to radosnych chłopców Jimmy'ego Fallona.
Ale tym co powaliło mnie na łopatki i właściwie odebrało mowę, jest Whispers. Pamiętacie Let her go i kolesia ze specyficznym głosem, którym wszelkie radia komercyjne katowały nasze uszy do niedawna? Cała płyta All the little things jest po prostu urocza. Ot, koleś śpiewa o pierdołach, miłości i słońcu (no może poza Holes). Wzięłam do ręki nowy album, założyłam słuchawki i dostałam obuchem po głowie. Tekstowo, muzycznie, z każdej strony zieje smutek i rozczarowanie. Słuchać znane tematy gitarowe, wariacje na temat, ale wszystko jest minorowe. Kiedy dotarłam do Golden Leaves chciało mi się płakać, tak po prostu. Nie wiem czy wynika to z tego w jakim miejscu jestem w swoim życiu, a Passenger ubrał to wszystko w słowa, których mi brakuje? Nie wiem, ale kupuję to. Kupuję nadwrażliwość, ładunek emocjonalny, ekshibicjonizm. Kupuję każe jedno słowo w Riding to New York, a za Scare away the dark chciałabym go wyściskać.

We should run through the forests, we should swim in the streams
We should laugh we should cry we should love we should dream
We should stare at the stars, and not just at (these) screens
You should hear what I'm saying and know what it means to sing
Sing at the top of your voice
and love without fear in your heart
Feel, feel like you still have a choice
If we all light up, we can scare away the dark
Nie wiem co stało się w jego życiu, ale nie zazdroszczę. Czuję się tak jakby ktoś wziął wszystko co siedzi we mnie i zrobił z tego choć raz coś przyzwoitego.