(źródło: x)
Kiedyś, w zamierzchłych czasach liceum, byłam w stanie wymienić wszystkich ministrów, ogarniałam kto z kim, dlaczego i o co im wszystkim chodzi. Potem zdałam maturę i zaczęłam się zastanawiać po jaką cholerę. Ostatnie tygodnie tylko mnie utwierdziły w przekonaniu, że polityka mnie męczy i drażni, że wkurzają mnie te same mordy, które zmieniają tylko bandery i powody afer, a w gruncie rzeczy wszystko jest bez zmian. Z ręką na sercu przyznaję, że nie potrafię wymienić ani jednego ministra obecnego rządu i jakoś nie jest mi z tego powodu źle. Jakie jest moje zdanie na temat polityki? Żadne, nie mam absolutnie żadnego zdania, bo nie wiem o tym nic, a zasada nie znam się to się wypowiem, jest raczej słaba.
Festiwal Malta w Poznaniu. Mieszkam tu pięć lat i nigdy nie trafiłam, bo jakoś też nigdy nie miałam po drodze. Idea fajna, podobno klimat też. No i pięknie. Ale nie obeszłoby się bez hałasu. Bo przecież Golgota picnic to zło, bo obrazoburcze, bo religia, bo Chrystus, bo jak to tak, że Golgota i piknik w jednym zdaniu. Jestem katolikiem, wiara jest bardzo ważną częścią mojego życia, ale szlag mnie trafia w takich sytuacjach. Nie dlatego, że sztuka jest zła i kontrowersyjna, tylko dlatego, że hałas podnoszą ludzie, którzy tak na prawdę nie wiedzą o co chodzi. Ja też nie wiem, ja nie mam zdania, siedzę cicho, bo się po prostu nie znam. Sztuki nie widziałam, recenzji nie czytałam, najzwyczajniej w świecie nie do końca wiem o co ten cały hałas.
Jesteś młodą mamą albo właśnie planujesz ślub? Albo kupujesz mieszkanie? Na jaką cholerę wciskasz wszystkim do gardła swoje zdanie, tak serio, po co? Nie każdemu pod jego statusem na facebooku trzeba zostawiać komentarz z aluzją a propos swojego obecnego stanu. "Zobaczysz jak to się zmieni kiedy będziesz miał/a dzieci" zostawione pod opisem książki jest co najmniej żenujące. Nie znam się, mam inne priorytety, całkiem niedawno zresztą doszłam do wniosku, że absolutnie nie spieszy mi się do macierzyństwa, a kiedy mówię o tym wśród znajomych rodziców patrzą na mnie jak na wariatkę.
Nie ufam ludziom, którzy mają zdanie na każdy temat. Nie ufam tym, którym się wydaje, że tak trzeba. Jedno czego się nauczyłam przez te moje marne dwadzieścia lat to, że nie można być człowiekiem od wszystkiego. Chciałabym kiedyś zrozumieć dlaczego odczuwamy presję "znania się na wszystkim". Czy nie lepiej być na bieżąco z tym co nas interesuje, a resztę zostawić specjalistom? Dlaczego polityka czy macierzyństwo są ważniejsze od nowości wydawniczych czy historii Pcimia Dolnego? Może rzeczywiście jestem ignorantem i powinnam się wstydzić tego jak postrzegam świat, może powinnam zmienić priorytety.