O samej idei zawieszonych napojów i posiłków słyszałam już dawno, ale wszystkie znane mi akcje tego typu funkcjonowały, oczywiście, zagranico. A tu taki psikus, Poznań stanął na wysokości zadania i też daje radę!



(źródło: poznan.gazeta.pl)

Ale o co w tym wszystkim chodzi? Wszystko zaczęło się na Ukrainie, gdzie Aleksander Każurin rozpoczął popularyzację tego pomysłu w stolicy. Podobno ta idea sięgnęła nie tylko kawiarni, ale nawet aptek. Ale sam pomysł pochodzi z południa Włoch, gdzie sospeso zamawia się dla nieznajomego jeśli spotka nas nieoczekiwane szczęście. Generalnie chodzi o to, że kupujemy kawę/herbatę/posiłek dla siebie a za drugi tylko płacimy, czyli "zawieszamy" go dla osoby, która będzie w potrzebie i bez pieniędzy.
Jak wszystko w naszym kraju i ten pomysł skupia wokół siebie masę kontrowersji, nie wiadomo czemu tak właściwie. Idea zawieszonego napoju czy posiłku wydaje się zupełnie sensowna, szkoda tylko, że do akcji przyłączają się jedynie markowe kawiarnie, takie jak BikeCafe czy CafeMilano w Browarze. O ile fajniej byłoby zamówić zawieszoną zupę albo herbatę dla bezdomnego, który szybciej trafi do Kuchcika na św. Marcinie albo Caritasu przy Pl. Wolności? Ale niestety, te lokale nie biorą udziału w akcji. Smutne. A najsmutniejsze jest to, że jest to przyczyną upadania tego pomysłu w Polsce, bo w sumie nikt nie korzysta z tych zawieszonych napojów. No bo jak? Studenci/bezrobotni/bezdomni? Kto z nich wpadnie na pomysł pójścia do Browaru na kawę? Szkoda takiego pomylenia pojęć. A wystarczyłoby zachęcić bary mleczne do udziału- dla nich promocja a dla potrzebujących pomoc.