Weźmy Scorsese i DiCaprio, którzy już nie raz razem pracowali (Wyspa Tajemnic, Infiltracja, Aviator, Gangi Nowego Jorku), dodajmy do tego scenarzystę seriali ( Xena, Zakazane Imperium, Soprano) i módlmy się żeby się to nam nie przejadło.

(źródło: hollywoodreporter.com)

DiCaprio świetnym aktorem jest. Kropka. Nie ma się co nad tym rozwodzić, bo nie ma o czym. Akademia Filmowa kolesia chyba szczerze nienawidzi, bo z każdym kolejnym filmem Leo udowadnia, że jak nikomu należy mu się Oskar, ale nie, w zamian za to nagrodę dostaje Jennifer Lawrence za "Poradnik pozytywnego myślenia", diabli wiedzą dlaczego. Ale tym razem, przesiedziałam w kinie trzy godziny i nie wiem co myśleć.
Filmów o Wall Street było wiele, od Wall Street po Margin Call i Wall Street: Pieniądz nigdy nie śpi, i w każdym główny bohater był albo złym człowiekiem, który przechodził wewnętrzną przemianę i stawał się dobry, albo odwrotnie. W Wilku jest inaczej, od początku do końca pała się żywą niechęcią do Jordana. Problem leży w innym miejscu.
Scorsese nie robi łatwych filmów, nie są oczywiste i bywają nieprzewidywalne. Więc dlaczego po wyjściu z kina miała wrażenie, że fabuła została gdzieś głęboko zakamuflowana i ukryta, a na puentę już nie wystarczyło miejsca? Ta ostatnia z pewnością została zaniechana na rzecz innych, ważniejszych rzeczy-gołych biustów (a przecież fajne cycki są fajne, okazuje się, że w nadmiarze już nie tak bardzo), gołych tyłków wszelkiej maści, słów fuck i whore odmienionych przez wszystkie możliwe rodzaje i przypadki. Zdaję sobie sprawę, że Scorsese ma skłonności do przesadzania, uwypuklania i kolorowania, ale tym razem było chyba aż za bardzo. Pomiędzy wszystkimi ozdobnikami, czegoś mi zabrakło. chwilami czułam się zakrzyczana tym co działo się na ekranie. Może jest to problem mojego małego rozumku, nie przeczę. 
Nie polecam: 3 bite godziny dowcipu spod znaku robienia lasek, seksu grupowego, walenia konia, itp... Dobre aktprstwo, dobry montaz, niestety tresc plaska az po horyzont... 
Niestety wtopa od Martina, garść świetnych scen w 3-godzinnym filmie to za mało. Fabuła obcykana (wzlot-wtopa-podsłuch) agent FBI nudniejszy niż ziemniak w mundurku. rólem giełdy nadal Gordon Gekko, mógł nim być również McConaughey, ale nie rozbudowali niestety jego roli. DiCaprio fajnie pajacuje - Jim Carrey byłby dumny.
(żródło: X )
Ale wygląda na to, że nie mnie jedną odrobinę rozczarował ten film. Jeśli spojrzy się nie scenariusz, montaż, aktorstwo jak na osobne części filmu to wszystko wypada świetnie. Nawet muzyka. Ale kiedy się to wszystko łączy w całość, to nagle się okazuje, że coś nie styka.
Film zły nie jest, ba, jest nawet całkiem dobry, ale nie tego spodziewałam się po duecie DiCaprio/Scorsese.