(źródło: x)
Przez wiele lat myślałam, że potrafię wybaczać. Przecież to takie proste. Bierzesz i udajesz, że nie pamiętasz, a jak jeszcze za często o tym nie myślisz to w pewnym momencie zapominasz i już. No nie do końca. Odkryłam, że owszem potrafię przejść do porządku dziennego nad zdradą/kłamstwem/zawodem, ale nie potrafię zapomnieć. A wszyscy wiemy jak to działa- nie umiesz zapomnieć- nie zaufasz kolejny raz. Trudno żyje się z osobą, do której nie mamy zaufania.A co zrobić kiedy tą osobą jesteśmy my sami? Żaden ze mnie ekspert, psycholog czy innym specjalista od mózgu, ale z autopsji wiem, że jest cholernie trudno. I banały typu "musisz sobie wybaczyć" absolutnie nie działają. Co gorsza, te banały nie są takie głupie.
Są dwie rzeczy, które trzeba zrobić- przyznać się do błędu przed samym sobą i zdać sobie sprawę, że jest się tylko człowiekiem. Ludzie tak mają- całe życie się uczą, jakkolwiek oklepanie to brzmi. Nie ważne czy masz lat piętnaście, siedemnaście czy dwadzieścia jeden, prędzej czy później zrobisz coś, czego będziesz żałować. Każdy z nas ma inną skalę tego żalu- dla jednych czymś niewybaczalnym będzie upicie się w trupa, a dla innych zranienie osoby, z którą się było związanym. Ale nie ma różnicy, bo odczucia są te same, emocje są te same, żal i poziom zażenowania też. Różnica jest w tym jak sobie z takimi sytuacjami radzimy. Zazdroszczę ludziom, którzy potrafią nie wracać do przeszłości. Sama długo nie umiałam radzić sobie z różnymi sytuacjami z przeszłości, aż do momentu kiedy zdałam sobie sprawę, że nikt ode mnie nie wymaga bycia ideałem. Sama sobie byłam przeszkodą, a takie uczucie powoduje tylko co raz gorsze spojrzenie na życie i na to co nas otacza. Po pewnym czasie człowiek staje się takim męczennikiem, że zamiast przyciągać do siebie ludzi, odpycha ich, często nawet nieświadomie. Gnicie w tym smrodku, taplanie się w błotku własnej przeszłości i czegoś, czego nie da się naprawić, jest w gruncie rzeczy bez sensu. Masochizm nie jest fajny, zwłaszcza w takim wydaniu. W danym momencie zrobiliśmy to co uważaliśmy za słuszne, koniec i kropka. Life goes on, jesteśmy mądrzejsi o kolejną złą decyzję. Nie wierzę w karmę, ale jest coś takiego w świecie, że jak zaczyna się uśmiechać i patrzeć przez różowe okulary, to świat uśmiecha się do nas i pozytywne rzeczy wracają. Zajęło mi to sporo czasu, kosztowało mnóstwo pracy nad sobą, ale myślę, że w małym procencie udało mi się opanować sztukę wybaczania samej sobie. A to wielka sztuka.
Wszystko co napisałam brzmi jak jeden wielki, nadmuchany frazes, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak frazesy nie biorą się z powietrza i jest w nich dużo prawdy. Czasem warto o nich pamiętać i zadbać najpierw o siebie i swój spokój.
Przecież mówiłam, że Rafiki jest najmądrzejszy.