Należę do pokolenia, które mając lat jedenaście i ciut więcej marzyło, że któregoś dnia przyleci sowa z listem. Albo w jakiś inny magiczny sposób okryję, że nie jestem Mugolem. Niestety nie stało się nic z tych rzeczy. Za to odkryłam kilka nowych, o których wołałabym nie wiedzieć.

Kto czytał serię o Harrym Potterze doskonale kojarzy ten dreszcz emocji, te długie godziny przesiadywane w pokoju. Jeszcze jeden rozdział, jeszcze tylko to zdanie dokończę, Mamo! Sama często siedziałam pod kołdrą z latarką, byle tylko Tato się nie połapał, że jeszcze nie śpię, a jutro przecież do szkoły idziesz! Był moment gdzie Hogwart znałam lepiej niż własne miasto. Do dziś uważam, że bycie częścią fandomu Potterowskiego, było jedną z lepszych rzeczy jaka mnie w życiu spotkała. 
Potem trochę dorosłam i zmieniłam książki, które czytałam. Zresztą pisałam o nich już w kilku miejscach, ale zawsze, przez te wszystkie lata, Harry był gdzieś w tyle mojej głowy jako wzór świetnie napisanej serii. Z sentymentem wracam do tych książek przynajmniej raz w roku. Do JK Rowling mam, a raczej miałam, ogromny szacunek i górę podziwu. Samotna matka z dzieckiem, która pewnego dnia postanawia napisać to co wymyśliła, niezrażona chodzi od wydawnictwa do wydawnictwa, a wszystko kończy się wspaniałym happy endem. Pięknie!
Poza tym wszystkim zawsze zadziwiało mnie jak rozbudowany jest świat magii, który stworzyła. Cała masa szczegółów, detale biograficzne, nawet te niezawarte w serii, były dokładnie obmyślone i trzymały się kupy. Dlatego też, kiedy po latach JK zaczęła ujawniać szczegóły życia Remusa, byłam podekscytowana. Uważałam, że to świetny pomysł żeby wpuścić fandom "głębiej" w historię. Kilka lat później poczułam się oszukana, kiedy autorka obwieściła, że Dumbledore był gejem. Ubodło mnie to, bo obraz dyrektora Hogwartu, który powstał tak dawno temu w mojej głowie, został zburzony przez jeden wywiad. Pomyślałam sobie wtedy, że ok, niech jej będzie, jakoś się pogodzę z Dumbledorem i wątkiem miłosnym, trudno. Ale to co JK zrobiła wczoraj sprawiło, że straciłam do niej bardzo dużo szacunku.

"I wrote the Hermione/Ron relationship as a form of wish fulfillment. That’s how it was conceived, really. For reasons that have very little to do with literature and far more to do with me clinging to the plot as I first imagined it, Hermione ended up with Ron.I know, I’m sorry, I can hear the rage and fury it might cause some fans, but if I’m absolutely honest, distance has given me perspective on that. It was a choice I made for very personal reasons, not for reasons of credibility. Am I breaking people’s hearts by saying this? I hope not.”
Czytając ten fragment poczułam się spoliczkowana. Jak to? Napisałaś tą książkę, ma siedem tomów, ostatni został wydany w w 2007 roku, a Tobie się nagle przypomniało, że w sumie to Ron był postacią niepotrzebną i właściwie Hermiona i Harry pasowali do siebie bardziej?! Żeby było jeszcze lepiej, twierdzisz, droga Autorko, że Ron nie dałby szczęścia swojej, bądź co bądź, żonie? Serio?
John Green (autor "The fault in our stars"), koleś, który doskonale wie jak działa fandom, ba! sam udziela się na portalach typu tumblr, powiedział kiedyś, że książki nie należą do autorów tylko do czytających. I tak właśnie jest z serią o Harrym Potterze. Zresztą, fandom zareagował od razu:

(źródło: twitter)

(źródło: tumblr)

Pomijając już sposób w jaki JK tłumaczy całe to zamieszanie, jest mi po prostu przykro. Przypomina to trochę celebrytów, którzy nie potrafią się starzeć z godnością i kończą jak Ewa Minge z botoksem na paszczy. Wygląda to tak jakby Rowling nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że seria już dawno nie należy do niej, że w tej chwili cokolwiek powie powoduje ogromne konsekwencje w fandomie. I to jest smutne, bo po tylu latach wypadałoby się nauczyć jak, co i kiedy mówić. To tak jakby Sapkowski nagle stwierdził, że Jaskier to tak właściwie jest gejem, a Doyle powstał z grobu i oznajmił, że Sherlock to tylko wytwór wyobraźni Watsona.
Autorze, starzej się z godnością!

(źródło: x)