Lubię jeść. Jestem kobietą i uwielbiam jedzenie. Jeśli jakaś dziewczyna w waszym otoczeniu mówi, że nie jest głodna/nie chce jeść to kłamie. Baby jedzą, dużo. Ile się zmieści, a potem jeszcze wrzucają na to popcorn. Albo czekoladę, zależy do czego jest bliżej.

(źródło: x)
Jestem gastroludkiem, moja praca polega na gotowaniu, co przez większą część czasu sprawia mi ogromną frajdę. Nie jestem świrem, który wszystko musi mieć "bio" czy "eko", a jedzenie nie musi być "fit" czy super zdrowe. Zdarza mi się trafić na Teatralkę po zapiekankę kiedy wracam umęczona i ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to stanie przy garach. Czasem wyskoczę na pizze albo bezczelnie i z premedytacją odgrzeję pierogi z zamrażarki. Bywam leniem, ale nie ma w tym nic złego, bo kiedy mam czas dbam o to co jem, gotuję sobie i innym. Lubię to, ale nie uważam żebym miała misję w nawracaniu na "nie śmieciowe żarcie". Nie udawajmy, każdy z nas ma coś takiego co uwielbia, wiedząc jak niezdrowe to jest.

(źródło: x)
Jako człowiek, którego praca polega na realizacji zamówień, trafiam czasem na przeróżne dziwactwa. "Ta zupa to bez kolendry ma być,w ogóle bez zielonego, bo to dla dziecka". Do dziś pamiętam to zamówienie, tak jak to, kiedy pan poprosił o pizzę prosciutto bez szynki, też dla dziecka. 
Rodzice, dlaczego krzywdzicie swoje dzieci? "Bo on tego nie lubi." Skąd ma ten dzieciak wiedzieć czy lubi czy nie, skoro odbiera się jemu możliwość spróbowania? Ja rozumiem, że rodzice wiedzą najlepiej, że chcą jak najlepiej, ale szlag mnie jasny trafia, bo w ten sposób hodujemy sobie armię niejadków, co to rzeczywiście nic poza KFC nie lubią. Tato nauczył mnie jeść największe "obrzydliwości", nigdy do niczego nie zmuszał, ale tak potrafił mną zakręcić, że zostałam fanką surowego mięsa w tatarze i zupy z flaków wieprzowych. Można? Można. I od razu tłumaczę- nie mówię o przypadkach kiedy dziecko nie lubi, bo wie jak to smakuje albo kiedy na samą myśl o marchewce, tak jak ja, dostaje drgawek. Nie, ja mówię o absurdalnych sytuacjach kiedy dzieciaki mają upraszczaną drogę, zabierane wszystkie dodatkowe opcje", tak na wszelki wypadek, coby nie trzeba było się z nimi użerać. 
Nie mam dzieci, domyślam się, że potrafią być upierdliwe i frustrujące, ale dlaczego rodzicom się wydaje, że wyjęcie zieleniny z zupy albo pomidorów z pizzy rozwiązuje problem? Nie róbmy z dzieci żywnościowych kalek z upośledzonym smakiem. Dajcie im czasem szansę spróbować czegoś, wiedząc że nie będzie im smakować, że będą pluły i tupały nogami. 
Jedzenie jest fajne. 

(źródło: x)