Tymi mniej więcej słowami powitała mnie moja Rodzicielka, kiedy wpakowałam się do samochodu w piątek wieczorem. Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Jedyna co zaświtało mi w głowie to myśl, że mama zmienia się w jedną z tych starych bab, które znają wszystkich sąsiadów/ciotki/siostry i kuzynki w rodzinie, aż do dziesiątego pokolenia wstecz. 

(źródło: x)

No więc mama nie zwariowała. Kiedy udało mi się w końcu pozbierać myśli, spojrzałam na nią jeszcze raz.

- Jaki Kazik? - Serio, nie lubię jak ktoś zaczyna rozmawiać ze mną tak, jakbym wszystko było przecież logiczne.
- No Kazik, ten z ósemki - mama pomachała rękoma, jakby to było przecież logiczne, i ruszyłyśmy samochodem. Gwoli wyjaśnienia, ósemka to taki wielki blok, w którym przyszło mi mieszkać. 
- Mamo... o kim ty mówisz? 
- Pod blokiem zawsze siedzi... wiesz tak...
-Ten młody koleś z wąsem? Przecież on był w twoim wieku!
Po wypowiedzeniu tego zdania zauważyłam dwie rzeczy: w moim mniemaniu młodzi ludzie oznacza do 50 lat oraz to, że moja mama nie jest nieśmiertelna.
Dziwniejsze było to, że tydzień wcześniej, w czasie Świąt Wielkanocnych, Kazik siedział przed blokiem jak w każdy inny dzień. I siedział tam z piwem i swoimi kolegami. Jak w każdy inny dzień. Tydzień później nie żył. Zawał.
Wiecie, na osiedlach takich jak moje, gdzie bloki powstały prawie jednocześnie i rodziny wprowadziły się w jednym czasie, na początku lat 90, każdy zna każdego. Wtedy były to głównie młode małżeństwa z dzieciakami, więc wszyscy wychowywaliśmy się razem na podwórku i każdy rodzic pilnował właściwie wszystkich dzieciaków. I Kazik był częścią tego krajobrazu. Od zawsze siedział na tej samej ławce, nie ważne czy to były święta, wakacje, tylko śnieg go nie rajcował, więc wtedy bywał na ławce rzadziej, zamieniał ją najczęściej na sklep, bo cieplej. Znali go wszyscy, od ekspedientek w sklepie po dzieciaki na ulicy. A teraz nie żyje.
Ale to co mnie najbardziej uderzyło to to jak ja mało o nim wiedziałam. Po jego śmierci okazało się, że Kazik to wcale nie był taki sobie zwykły ławkowy przesiadywacz. Z racji tego, że był na rencie i miał dużo wolnego czasu zajmował się przeróżnymi rzeczami, ale przede wszystkim pomagał. Codziennie rano chodził po zakupy dla sąsiada, który nie mógł się poruszać, innemu sąsiadowi opłacał wszystkie rachunki, bo biedak nie ogarniał. Robił mnóstwo takich drobnych rzeczy, które kiedy żył nie wydawały się niczym wielkim. Teraz kiedy go zabrakło okazuje się, że wiele osób sobie bez niego po prostu nie radzi. 
Co jak co, ale dość niezwykłe, że Kazik, siedząc sobie przed blokiem, zmienił tak wiele ludzkich historii.