Nie jestem piwoszem, na piwach się znam tak jak na winach czyli właściwie wcale. Wiem co mi smakuje, wiem w jakich to jest butelkach i czasem nawet skąd pochodzi, ale za nic w świecie nie byłabym w stanie odróżnić Magistra od Miłosława- sue me. Nie zmienia to faktu, że ochoczo wtargnęłam na teren MTP. I oniemiałam.
Nie wiem dlaczego nie przyszło mi do głowy, że będą tam tabuny ludzi. Przecież skoro organizatorzy umieścili wielki napis "wstęp bezpłatny" na banerze to trudno się spodziewać czegoś innego. Samych stoisk nie było tak wiele jak można by oczekiwać. Oczywiście największe miał Pub Setka ;)
Dane było mi spróbować różnych piw, aczkolwiek nadal nie wiem co kierowało wytwórców do nazwania swojego wytworu "Czarna Dziura". Tak czy owak MTP pełne było ludzi przeróżnych, choć mi chyba najbardziej podobały się przeróżne kolorowe etykietki
Po pięciu latach mieszkania w Poznaniu wreszcie udało mi się trafić do Starej Rzeźni, na targ staroci. Z takimi miejscami jest jak z lumpeksami (cyt. G.)- nie można się nastawiać, że się coś kupi, bo nie kupi się nic. Niestety G. miała rację, co nie zmienia faktu, że warto było się zwlec po 8 rano z łóżka i pojechać na Garbary, żeby zobaczyć to wszystko na własne oczy.
Potrzebujesz książki/winyli/kapci/kabli/łyżki albo kolekcjonujesz straszne figurki z porcelany? Nie ma problemu. Ci ludzie mają wszystko, sprzedają i wymieniają wszystko za wszystko. Widziałam nawet pralkę Franię i zestaw szabli, które były wystawione na jednym stoisku.
Świętego Graala wyjętego rodem z filmów o Indianie Jones też mają.
Więc nawet jeśli niczego nie potrzebujecie, polecam wstanie wcześniej, założenie ciepłego wygodnego obuwia i wyruszenie w niedzielny poranek do Starej Rzeźni. Weekend w Poznaniu nie musi polegać na leżeniu w łóżku pod kołdrą i oglądaniu seriali, zamiennie z powtarzaniem w kółko "za chwilę zacznę się uczyć" ;)