I nigdy nią nie zostanę. No chyba, że feminizmem nazwiemy wymaganie szacunku dla siebie i moich opinii. Wtedy owszem tak, można mnie od feministek wyzywać. Ja po prostu nie rozumiem, zwłaszcza aktywistek. I Pań Ministrów. To wszystko było potrzebne, tfu, nadal jest, ale są jakieś granice. W ogóle cała sytuacja jest zabawna z mojej perspektywy. Całe liceum byłam określana jako właśnie feministka, zwłaszcza przez kolegów z klasy, pewnie dlatego, że nigdy nie widziała powodu dla którego miałabym zatrzymywać swoje opinie dla siebie. Albo też czemu, jako dziewczyna, nie mogę powiedzieć wprost, że sorry chłopaki, ale bycie dziewczyną nie oznacza, że wiem mniej.

W czasach gdy kobiety nie miały praw politycznych, w ogóle żadnych praw- feminizm świetna sprawa, aktywna walka, manifestacje? Super. Ale teraz? Wyskakiwanie z gołymi cyckami na scenę, bo się walczy w imię równości płci? Huh? Co ja przegapiłam? Nie mówię o skrajnościach takich jak przykłady z Ukrainy, bo tam jest zupełnie inna sytuacja, tam wszystko jest inaczej. Ale w na zachodzie, Hameryce? No ni cholery nie rozumiem. 
Co cię kobieto tak boli żeby ten obiad ugotować? Zwłaszcza jak facet nic poza jajecznicą nie jest w stanie zrobić, a i to kończy się przypaloną patelnią? A jeszcze z wdzięczności za te parę ziemniaków powyciąga twoje włosy z odpływu w łazienkowym odpływie, coby woda nie stała. Uwierz, że nie chciałabyś tego sama robić. Mam takie wrażenie, że współczesny feminizm osiągnął jakieś dziwne miejsce, gdzie generalnie wszystko co męskie jest złe. Nawet końcówki wyrazów. Zapewne wyjdę teraz na najgorszą przedstawicielkę swojej płci, ale o co ten cały hałas? Tak mnie się czuje, że to szukanie dziury w całym w większości przypadków.
Ale!
À propos tych wszystkich wpisów o modzie, Chajzerów, Jessic Mercedes i tego, że wczoraj ruszył na Fox "Projektanci na start", ja natknęłam się ostatnio na takie stwierdzenie: 
There are some very sexist reasons for this, of course. Women are seen by our society as ornamental; we’re valued for our looks more than our accomplishments; blah blah blah. Yes. Agreed. No argument. But the fact remains that, whatever the reasons behind it, women have a lot more leeway in fashion than men do. We’re permitted a wider range of colors. Fabrics. Surfaces. Jewelry. Hairstyles. Makeup. Entire categories of clothing are available to women that are socially off-limits to men. We can even take on masculine clothing styles with little or no controversy… while men who take on feminine clothing styles can expect mockery and scorn at best, hostility and violence at worst. (If you don’t believe me, guys, try wearing a nicely-tailored skirt-suit to the office, with classic pumps and tasteful makeup and one strong piece of statement jewelry, and see what happens.) Again, there are sexist reasons for that fact — masculinity is seen as generally admirable and worth emulating, in a way that femininity isn’t — but the upshot is still that women have more freedom. If fashion is a language, then women have a much wider vocabulary. And we have a wider range of things we can say in that vocabulary.So again: Fashion is one of the very few forms of expression in which women have more freedom than men.And I don’t think it’s an accident that it’s typically seen as shallow, trivial, and vain.It is the height of irony that women are valued for our looks, encouraged to make ourselves beautiful and ornamental… and are then derided as shallow and vain for doing so. And it’s a subtle but definite form of sexism to take one of the few forms of expression where women have more freedom, and treat it as a form of expression that’s inherently superficial and trivial. Like it or not, fashion and style are primarily a women’s art form. And I think it gets treated as trivial because women get treated as trivial.What’s more, there’s an interestingly sexist assumption that often gets made about female fashion — namely, that it’s primarily intended to get male attention and male approval. (x) 
I tak sobie myślę, że cholera coś w tym jest. Mówiłam już, że mody nie rozumiem i sama długi czas uważałam tą formę wyrazu za dość... no powiedzmy to szczerze- płytką. Ale kiedy tak czytam mądrych ludzi (feministki!), to gdzieś mi tam się odzywa, że ta nasza kultura jest chyba bardziej skomplikowana niż się nam wydaje.
W tym samym artykule jest jeszcze jedno zdanie, które warto przytoczyć:
 But I’ve talked with other non-dyke women who are interested in fashion and style, and they say much the same thing: They dress for other women as much as they dress for men — and in many ways, more so. In particular, they dress for other stylish women. And this assumption that women’s fashion is aimed solely or primarily at men… well, there’s more than a little sexism behind it.
Współczesny feminizm jest dla mnie nadal zagadką i pewnie taką zostanie. Ale seksizm? To już zupełnie inna bajka. Bo co innego walka o równouprawnienie, a co innego przekonanie, że jedna z płci jest lepsza od drugiej.